niedziela, 16 lutego 2014

Dla dziewczynki

Kontynuując w temacie uzupełniania Matyldzinej garderoby wybrałam dla niej model sukienki 634 z ostatniego numeru Burdy dla dzieci.



Wykrój prosty jak barszcz, ale... chciałam uszyć tunikę z baskinka, która najpierw mogłaby służyć jako sukienka, a za jakiś czas zmieniłaby się w tunikę.
Wykrój skróciłam, z koła wycięłam baskinkę, niestety sukienka była przeogromna (niepotrzebnie wzięłam rozmiar 12 lat), więc musiałam wszędzie zwęzić i to o całkiem sporo. Do tego ramiona brzydko opadały dlatego wyrysowałam podcięcia pach, na rękawach stworzyłam główki, żeby ładnie wszystko ze sobą pasowało.
W zapasach nadal miałam sporo białego materiału na bluzy dresowe i żeby rozweselić trochę tę białość kupiłam lamówkę w kratkę (kratka nie przestaje mnie prześladować ;)  ). Lamówką wykończyłam podkrój szyi, zrobiłam też z niej małe kokardki i... stworzyłam wypustkę.
Przy tworzeniu bardzo przydała mi się moja znajomość z szydełkiem, bo gotowego sznureczka oczywiście nie miałam w zapasach. Po prostu zrobiłam sznureczek szydełkowy.




Zapomniałabym zupełnie o spódniczce, którą uszyłam przed spódniczką pokazaną w ostatnim poście. Jest taka banalnie prosta, że nawet nie ma o czym wspominać. Prostokąt szerokości ciut większej niż obwód bioder, zszyty z jednego boku, na dole podłożony, od góry wciągnięta gumka w tunelik i na tym koniec opisu.
Materiał: dzianina.


I na zakończenie kolejne dwie pary ochraniaczy na ostrza łyżew. Które tym razem trafiły do Loli i Manon.



Pozdrawiam serdecznie
Kamila

wtorek, 11 lutego 2014

Mamo, chcę spódniczkę!

W garderobie Matyldzi brakuje spódniczek (spodni zresztą też, ale na razie żadnych nie uszyłam). Do tej pory jakoś nie zwracałyśmy na to uwagi, bo Tylda ciągle chodzi ubrana na sportowo gdyż tak jest praktyczniej gdy zaczyna treningi zaraz po szkole, a w szkole nie zawsze ma czas i miejsce na przebranie się.
Problem pojawił się gdy dwa miesiące temu była kontuzjowana i nie trenowała przez te dwa miesiące i wyszła wtedy z niej prawdziwa kobieca dusza.
W sumie bardzo mnie to cieszyło, bo już patrzeć nie mogłam na jej legginsy czy dresy, ale... pojawił się problem. Od trzech lat gdy kupowałam jej jakieś spódniczki to zdarzało się, że wyrastała z nich nawet ich nie zakładając, więc już dawno przestałam je kupować, a tu nagle wracając ze szkoły Tylda zobaczyła gimnazjalistkę w krótkiej plisowanej spódniczce w czerwona, szkocką kratkę. I nagle ujrzałam w Matyldy oczach zapalające się gwiazdki "Jaka śliczna! Też chciałabym mieć taką!" i tu błagalny wzrok w moja stronę.
Ekhm, ekhm... Następnego dnia przebiegłam wszystkie dwa sklepy z materiałami (sklepów z materiałami jest oczywiście więcej, ale niestety miałam poważne ograniczenie czasowe) i co? I ani widu, ani słychu po materiałach w kratkę. Wyprzedaże i cześć pieśni. Zwykle jak wchodzę do jaskini pokuszenia, wychodzę stamtąd z przynajmniej jednym materiałem i bolącym sercem, że "ach, chciałoby się więcej!".
Tamtego dnia wyszłam prawie, że zdegustowana. Wyprzedaże w sklepach z materiałami od wielu lat polegały na tym, ze wrzucano do pudeł ścinki i miał się człowiek tym nacieszyć, ewentualnie na jednym ze stołów pojawiały się jakieś bele ze starociami, których od lat nie udawało się sprzedać, a cała reszta sklepu nie podlegała wyprzedaży.
Ludzie narzekali i na forach internetowych pojawiały się negatywne komentarze na temat takiego sposobu wyprzedaży i w końcu widać coś się zmieniło, tylko tym razem wszystko poszło w drugą stronę, bo nie ma tzw. "nowych kolekcji".
Myślę, że zasługą tak diametralnej zmiany w wyprzedażach jest też spadek zainteresowania zakupami w sklepach, gdyż osoby szyjące coraz częściej wolą kupować materiały w sklepach internetowych, gdyż jakość, i same materiały są o wiele ciekawsze, a ceny wcale nie odbiegają od sklepowych, a do tego delikatnie mówiąc mam zawsze wrażenie, ze jestem intruzem w takim sklepie. Sprzedawczynie są nad wyraz nieprzyjemne.
Coś czuję, że sama tak postąpię i zamówię wymarzoną, czerwoną kratkę przez internet.
Ale do rzeczy.
Materiału w kratkę nie miałam, ale miałam resztkę bordowego materiału, z którego uszyłam spódnicę dla mojej mamy.
Plis z resztek niestety nie udałoby się zrobić, więc musiałam ograniczyć się do prostej spódniczki. Wykroju również nie miałam gotowego, dlatego skorzystałam z mojej pół-halki, którą uszyłam do spódniczki ze skaju. Tu dopasowałam, tam przycięłam, na środku stworzyłam kontrafałdę i w ciągu dwóch dni Matylda mogła cieszyć się nowym ciuszkiem, tyle, ze spódniczka wydala mi się jakaś taka smutna.
Znalazłam w zapasach fantazyjna włóczkę, połączyłam ją ze złotą nitka i naszyłam ozdobnym ściegiem na jeden z boków spódniczki.





W czasie robienia zdjęć Matylda miała muchy w nosie, więc powinnam być jej w ogóle wdzięczna, że zechciała stanąć przez 3 minuty prosto, i że łaskawie pozwoliła sobie zrobić cztery zdjęcia z czego dwa jakościowo nie nadają się do pokazania.
Pozostałe zdjęcia z "wieszaka".




Wiem, że ten post powinien się ukazać już ze trzy tygodnie temu, niestety praca, praca, praca, a później tylko zmęczenie. Ale dręczył mnie ogromny wyrzut, że czas ucieka, a ja nie mam nawet kiedy wszystkiego napisać.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie, a szczególnie nowych obserwatorów.
Kamila