piątek, 17 kwietnia 2015

Pierwsze pikowanie

Od wczoraj wytrwale trenuję pikowanie z wolnej reki. Chyba jak większość osób siadających po raz pierwszy do samodzielnej nauki pikowania patchworku, byłam mocno podekscytowana, ale zarazem mocno przestraszona i zastanawiałam się co z tego wyjdzie? Przygotowałam kilka "kanapeczek", na których niezdarnie robiłam pierwsze kroki. Na filmach instruktażowych, których można sporo znaleźć w internecie, wszystko wyglądało prosto, łatwo i przyjemnie. Ale mój Brother nie miał ochoty na takie zabawy. Już kiedyś również odmówił współpracy przy wykonywaniu ozdobnych marszczeń z gumką w bębenku. I żadne ustawienia naciągaczy nici nie przekonały go do prawidłowej pracy.
Tak jak wtedy, także i tym razem wyciągnęłam tajną broń czyli moją pierwszą maszynę, która tylko czeka na takie okazje, żeby pokazać na co ją stać.
Zwykły najprostszy Łucznik, który dostałam parę lat temu od mojej mamusi i którego sama osobiście przytargała aż do Francji.
Zapytacie dlaczego nie mogłam kupić maszyny w najbliższym sklepie? Otóż, rozmawiałyśmy sobie przed jej przyjazdem do nas i tak sobie zaczęłam fantazjować, że szkoda iż nie zabrałam ze sobą do Francji maszyny, którą dawno temu kupiłam, bo mogłabym teraz poszyć. Moja mama nic mi nie mówiąc i nie namyślając się wiele postanowiła zrobić mi prezent niespodziankę i gdy spotkałyśmy się kilka dni później, pierwsze co ujrzałam gdy wysiadła z autokaru, to pudło z nową maszyną. Stara niestety nie działała i dawno się jej pozbyła, ale chcąc trochę porozpieszczać swoja córeczkę, czyli mnie, kupiła Łucznika. I to właśnie od tego Łucznika rozpoczęła się moja przygoda z szyciem. Nie trwała długo, bo dość szybko pojawił się Brother, ale sentyment został i jak widać maszyna nadal się przydaje. Jeszcze kilka miesięcy temu moja koleżanka szyła na niej prawie przez rok i była bardzo zadowolona.
Siadłam więc dzisiaj rano do pracy z lekko drżącymi rękoma, bo to już nie próbki, ale żywe dzieło, które za chwilę mogło przemienić się w wielką klapę.


Jakoś poszło i nie było najgorzej. W sumie zdziwiłam się, że tak szybko przepikowałam ten kwadrat. Moje kanapeczki aż tak szybko mi nie szły, ale szyłam w ślimaczym tempie.


Połowa już za mną. Resztę będę kończyć wieczorem, bo teraz mamy z dziećmi zaplanowany wypad za miasto. Postanowiłam, że przepikuję tylko różowe elementy, a fiolet zostanie bez zmian.


Pozdrawiam serdecznie,
Kamila


2 komentarze:

  1. No proszę, a więc Łucznik daje radę :-) No i Ty przede wszystkim - super pikowanie! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, ze daje. On jest jak czolg, ale tez wlasnie z tego powodu, ze slychac go pewnie u moich sasiadow, uzywam Brothera. Jest o niebo cichszy.

      Usuń