W końcu uporałam się z zalegającymi i porozpoczynanymi projektami, więc ostatnią niedzielę spędziłam na poprawianiu manekina. Jak już pisałam w jednym z wcześniejszych postów, dopasowałam go do swoich wymiarów, ale coś mi w nim nie pasowało. Był kanciasty i jakiś taki nieforemny, a do tego nieprzyjemnie szeleścił, bo wszystko zabezpieczyłam folią spożywczą, coby warstwy ociepliny nie przesuwały się. Owszem, nie mam wymiarów modelki, ale bez przesady, nie wyglądam jak bałwanek, który mi wyszedł.
Przeszukując głębiny internetu, znalazłam kilka instrukcji, jak korzystając z poduszeczek, które wszywa się do rękawów, dodać kilka centymetrów w odpowiednich miejscach manekinowi.
Oprócz nadania bardziej przyjaznych dla oka kształtów, uszyłam mu też nową, ładną koszulkę.
Oto manekin w nowej odsłonie, wraz z upiętą bluzeczką, na której chciałam przetestować dopasowanie manekina do moich wymiarów i mogę stwierdzić, że teraz nie powinnam już narzekać.
Na podstawie upiętego modelu uszyłam bluzeczkę z materiału, który zalegał u mnie w szafie i nie bardzo wiedziałam do czego go wykorzystać. Na próbne szycie nadawał się idealnie.
Przy okazji wyszło, że nie wszystko jest takie jak trzeba i gotowa bluzeczka nie do końca wyglądała jak wykrój.
Widać to szczególnie na podkroju szyi z tyłu, ale i przód też mocno różni się od założeń.. Linia ciecia dekoltu jest daleko od przewidzianej u mnie linii. Panele baskinki, również nie dopasowały się idealnie do zakładek na biuście i z tylu bluzki.
Nic to. Wiem gdzie popełniłam błędy i następnym razem będę bardziej uważać.
Pozdrawiam wszystkich zagladajacych.
Kamila