sobota, 26 października 2013

Targi rękodzieła - dzień drugi

Czas najwyższy opowiedzieć o naszym drugim dniu na Targach rękodzieła, na którym byłyśmy w tamtym tygodniu.
Poszłyśmy tam tak, żeby zdarzyć na otwarcie drzwi, gdyż tylko w ten sposób była możliwość zapisania się na warsztaty, w których chciałyśmy brać udział.
Zaczęłam pierwsza od warsztatów iris folding , wiedziałam mniej więcej co to jest, ale nigdy nie próbowałam bawić się w ten sposób papierem.
Ja tworzyłam swoje "piękne" dzieło ;) :


a Matylda w tym czasie kręciła się po targach i pstrykała zdjęcia.

Obrazki wykonane technika iris folding:




Kartki i pudelka:





 Tutaj odwiedziła prawdopodobnie stoisko z włóczkami:


Stoisko PFAFF i hafciarki, eeeeeech.... marzenie:



A tutaj to co udało mi się stworzyć. Dynia, która jeszcze nie miała ogonka:


 Później Tylda poszła na zajęcia z origami:



Ozdoba na stół w środku, której wpisuje się np. jakieś życzenia 


W wolnych chwilach Motylek zachodziła na stoisko gdzie przez cały dzień można było robić ciasteczkowe lizaki:


Kulki były już przygotowane, trzeba było tylko umaczać je w czekoladzie i obsypywać kolorową posypką.
Prosto z origami poszła na zajęcia z quillingu.
Próba stworzenia ptaka (nie wiem tylko czy to miał być orzeł czy feniks)

Po południu zapisałyśmy się na warsztaty szycia przytulanki. Nie mam pojęcia co ludzi w tych przytulankach widzą, ale we Francji panuje moda na przytulanki z doszytymi wstążeczkami. Niby dzieci poznają nowe faktury, kolory. Mnie to nie przekonuje i nie widzę sensu ofiarowywania dzieciom takich przytulanek, bo patrząc po moich dzieciach, będąc maluszkami miały w nosie takie rzeczy. Nie zajęłoby to ich uwagi nawet na 5 minut.
Oczywiście każdy ma prawo do własnej opinii i może są dzieci, którym takie przytulasie podobają się, bo patrząc na małe francuskie dzieci siedzące samotnie w wózkach na placach zabaw, kiedy nianie w najlepsze plotkują, ona gotowe są przytulić się nawet do zwykłej pieluszki, byle czymś się zająć.
Niestety nie mam najlepszej opinii o francuskich nianiach, ale to temat rzeka, więc nawet nie zaczynam.
Matylda chciała zapisać się na warsztaty nie w celu posiadania takiej przytulanki, ale w celu możliwości szycia.
Przygotowałyśmy materiał, który dzień wcześniej ozdobiłyśmy złota farbą. Na zdjęciu trochę słabo ją widać, ale w rzeczywistości jest bardziej rzucającą się w oczy.
Szycie przytulasi z kawałka bawełnianej podkoszulki na takich warsztatach nie było najlepszym pomysłem, bo ludzie zapisujący się najczęściej nie mają pojęcia o szyciu, albo szyją dość słabo, a szycie bawełny nawet zygzakiem jest bardzo ciężkie.
W sumie pomagałam i Matyldzi i jeszcze jednej dziewczynie, która nie dawała sobie rady z maszyną.
Pani prowadząca była zajęta lataniem między maszynami, bo ciągle ktoś prosił o pomoc, a  i maszyny uparły się, żeby nie współpracować, nitki się rwały, w bębenkach brakowało nitek, trzeba było wymieniać igły... jednym słowem było bardzo, bardzo wesoło ;) W każdym razie atmosfera po 5 min. była bardzo luzacka i nikt nie narzekał.




Ostatnimi warsztatami w jakich brałam udział były warsztaty z przygotowywania, przyszywania i wykorzystania ozdobnych taśm oraz... no właśnie nie wiem jak taka taśma ze sznurkiem w środku nazywa się po polsku. Pokażę po prostu na zdjęciu:


Bardzo fajne warsztaty, bo mimo, że tyle lat już szyję, to szycia nigdy się nie uczyłam i nawet nie wiem czy sposoby z jakich korzystam są prawidłowe. Okazało się, że nie tak do końca, a poza tym dowiedziałam się kilku fajnych tricków, które przydadzą mi się w codziennym szyciu.



W tym czasie moja znajoma Carole z bloga "Dis bonjour a la dam" pokazywała Matyldzi jak uszyć proste bolero.
Jeśli użyje się jakiegoś fajnego materiału, można uzyskać naprawdę świetny efekt. Matylda wybrała sobie kolorową bawełnę, która nie całkiem nadaje się na to wdzianko. Może gdyby obszyć je lamówką, zyskałoby na urodzie, bo w tej postaci nie bardzo mi się podoba, ale jak zwykle, to przecież nie ja mam to nosić tylko Uparciuszka.



Model, który pozował mi do zdjęć kręcił się niemiłosiernie, więc zdjęcia są jakie są. Obiecałam tylko, że go nie ujawnię ;)
Jak weszłyśmy na Targi rano wraz z otwarciem drzwi, tak wyszłyśmy stamtąd zmęczone, ale bardzo zadowolone wtedy, kiedy ogłaszano, ze za 15 min. Targi będą się kończyć.
Teraz musimy czekać kolejny rok na nowa edycje.To strasznie dużo!

Pozdrawiam
Kamila

5 komentarzy:

  1. Kamila,jak ja Cie podziwiam! Skad Ty na to bierzesz czas! sama chcialabym odwiedzic takie targi:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, nie mozemy zyc tylko lodowiskiem ;) A czasu mi wiecznie brakuje... Za rok wpadnij do Lyonu na poczatku pazdziernika, to sie wybierzemy ;p

      Usuń
  2. Ta tasiemka nazywa się po polsku "wypustka" :-) Super zabawę miałyście i świetne targi :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedziec, ze to wypustka. Dziekuje za wyjasnienie Iwonko.
      W sumie dobrze, ze takie targi odbywaja sie tylko raz do roku, bo moj portfel nie wytrzymal by kolejnej takiej imprezy za kila m-cy, a i tak w pod koniec listopada odbedzie sie wystawa organizowana co roku przez jedno ze stowarzyszen, na ktora tez czekam, bo mozna tam znalezc bardzo ciekawe rzeczy. Ma zupelnie inny charakter niz targi, wiec warsztatow zadnych nie bedzie ;p

      Usuń
    2. Dobrze wiedziec, ze to wypustka. Dziekuje za wyjasnienie Iwonko.
      W sumie dobrze, ze takie targi odbywaja sie tylko raz do roku, bo moj portfel nie wytrzymal by kolejnej takiej imprezy za kila m-cy, a i tak w pod koniec listopada odbedzie sie wystawa organizowana co roku przez jedno ze stowarzyszen, na ktora tez czekam, bo mozna tam znalezc bardzo ciekawe rzeczy. Ma zupelnie inny charakter niz targi, wiec warsztatow zadnych nie bedzie ;p

      Usuń